Film jest zdrowo porypany, ale w jakiś sposób genialny w tym wszystkim.
Nieco za długi (jak Boyhood...) i przez co minimalnie przekombinowany, ale nadal trzyma poziom.
Ukazanie tych aktorek bez makijażu, z widocznymi oznakami czasu na twarzach, całe to odarcie z hollywoodzkiego splendoru, to moim zdaniem strzał w dziesiątkę. Dodało to mega autentyczności filmowi, no bo powiedzmy sobie szczerze - ryczące czterdziestki, a właściwie to kobiety tuż przed 50-tką, spędzające dnie (a właściwie życie!) na plaży w pełnym słońcu, z nienagannym makijażem i buziami jak u niemowlaka? Nieee... A więc, jestem pełna podziwu - dzięki za to reżyserce i wielkie brawa dla Robin Wright i Naomi, które nadal są piękne i absolutnie nie mają się czego wstydzić - nie z tymi ciałami ;)
Ech, a ten obłędny klimat niekończących się wakacji, słońca, morskich kąpieli... Boże, ile ja bym dała za taką chatkę tuż nad morzem... no i ta tratwa! :D
Film przepełniony jest wypaczonymi relacjami, niewątpliwie ryje banie, ale jednak dobrze się ogląda i w pełni zasługuje na uznanie.
Czapki z głów.
Jestem świeżo po seansie i twój komentarz oddaje w 100% moje odczucia. Pozdrawiam
Dziś obejrzałem film i podpisuje się pod Twoją opinią na temat tego filmu w 100%